Zamach stanu i jego konsekwencje – wspomnienie
Monday, 23 December 2013 00:00
Piątek, 23 Grudnia 2011
I pomyśleć, że to już minęło 30 lat od momentu dokonania w Polsce bandyckiego wojskowo-policyjmo-partyjnego zamachu stanu zwanego, dla nadania mu pozoru legalności, stanem wojennym. Nielegalność tego zamachu została w pewnym zakresie uznana nawet w wydanym w marcu br. orzeczeniu polskiego Trybunału Konstytucyjnego. (Wyrok syg. 35/08 z 16 marca 2011 r. dostępny na website www.trybunal.gov.pl/OTK/otk.htm). Dla wielu z nas wydarzenie to i następujący po nim okres kilkuletniego terroru utrzymuje się w pamięci jakby to było przedwczoraj. Wielu z nas zostało albo wygnanych z własnego kraju albo opuściło go, aby więcej już nie powrócić do ludzi, którzy organizowali lub uczestniczyli w takiej czy innej formie w tym zamachu i towarzyszącym mu wojskowo-policyjnym i politycznym terrorze.
Ocenia się, iż ok. 1 mln osób opuściło Polskę na stałe w wyniku tego zamachu lub w następujących po nim latach (1982-1984). O ile autorzy i podwykonawcy takich zamachów stanu w Argentynie, Chile, Grecji czy kilku krajach tzw. Trzeciego Świata zostali, w taki czy inny sposób formalnie ukarani za ich nielegalną czy zbrodniczą działalność związaną z zamachami stanu w tych krajach, o tyle w Polsce pozostają oni przez ostatnie dwadzieścia kilka lat bezkarni, publikują wspomnienia, a niektórzy otwarcie hołubieni przez kolejne okrągłostołowe establishmenty polityczne.
EVD = ochrona zagrożonych
Okres tzw. stanu wojennego kojarzy się wielu Polakom przebywającym w USA z ich sprawami imigracyjnymi. Co prawda administracja prezydenta Ronalda Reagana, która wiedziała o planowanym wojskowym zamachu stanu nie poinformowała o tym Polaków, choć miała ku temu wszelkie środki (np. "Głos Ameryki", "Radio Wolna Europa"), to przynajmniej już po fakcie przyznała przebywającym w Stanach Zjednoczonych Polakom specjalną ochronę imigracyjną znaną jako "Przedłużony Okres Dobrowolnego Wyjazdu" (Extended Voluntary Departure – EVD). Obowiązywał on w stosunku do Polaków w okresie od lipca 1984 do marca 1989 r. Był to przywilej czasowo odroczonego wyjazdu, jeśli ktoś będący w USA bez ważnej wizy lub ważnego statusu, nie chciał opuścić dobrowolnie USA. Poważną rolę w podjęciu tej decyzji miał nieżyjący już chicagowski polonijny kongresman, William O. Lipinski. Niestety, wielu już dziś nie tylko nie wie, kto to był, a jeszcze mniej pamięta, ile mu zawdzięcza, iż pomimo sprzeciwu m.in. Departamentu Stanu mogli, dzięki EVD i innym, późniejszym przepisom, pozostać na stałe w USA. W sumie było ich ok. 7 tys. osób. Żaden inny członek Kongresu powołujący się tak chętnie przy okazji wyborów na polskie korzenie nie odegrał w tym zakresie roli podobnej do kongresmana Lipińskiego. Sprawy niegłosujących, ze względu na brak obywatelstwa amerykańskiego, Polaków po prostu ich mało obchodziły. A ponadto ponieważ początkowa inicjatywa w tym zakresie wychodziła od republikanina R. Reagana, więc nie zamierzali jej aktywnie popierać.
Azyl polityczny = dobry interes
Inną konsekwencją tzw. stanu wojennego w Polsce była decyzja administracji prezydenta Reagana o ułatwionym trybie rozpatrywania przez ówczesną INS i sądy imigracyjne podań o azyl polityczny w USA składanych przez Polaków. Ułatwienie to polegało na tym, iż wspomniane agendy rządowe uznawały, iż szczegółowe udokumentowanie indywidualnego prześladowania nie było wymagane, ponieważ rząd amerykański zakładał (słusznie), że prawdopodobieństwo prześladowania jednostki w stanie wojennym było znacznie większe niż w innych sytuacjach politycznych i dlatego agendy rządowe rozpatrujące wnioski o azyl polityczny powinny to brać pod uwagę. Stało się to podstawą nie tylko do uzyskania uzasadnionej ochrony prawnej w postaci azylu przez wielu rzeczywiście obawiających się prześladowania po powrocie do Polski, ale też przysłowiową kopalnią dla niektorych nieuczciwych adwokatów oraz naganiających im klientów biur podróży, którzy wspólnie masowo produkowali aplikacje o azyl oparte na często nieprawdziwych informacjach i popierali je tym samym kompletem skopiowanych z prasy amerykańskiej wycinków, które nijak miały się do konkrektnej aplikacji. Ponieważ dyrektywy rządowe przewidywały uproszczony tryb w tych sprawach, więc oszuści mieli łatwy chleb robiąc na tym przysłowiowe kokosy.
Wtedy to, w latach 80. rozpowszechniły się i utrwaliły do dnia dzisiejszego w środowisku polskim nazwiska wielu adwokatów, którzy nie znając słowa po polsku i nie mając żadnego pojęcia o Polsce, tak pięknie załatwiali ludziom często azyl nawet bez realnych ku temu podstaw. Pracując wówczas w agencji prawnej, do której przychodzili ci poszkodowani przez nich, którzy mieli pecha, iż znaleźli się w postępowaniu deportacyjnym z powodu wykrytych nieprawidłowości w ich aplikacjach azylowych, doskonale pamiętam nazwiska owych imigracyjnych asów i orłów, którzy, za wyjątkiem jednego, na skutek obaw poszkodowanych przez nich dodatkowymi komplikacjami nie ponieśli, jak dotąd, odpowiedzialności prawnej za swoje kanty.
Wówczas to uzyskały sławę liczne biura podróży i agencje, które korzystając z fartu same, już nawet bez pomocy utrzymujących się z ich pośrednictwa adwokatów, robiły szmal na fałszywych wnioskach o azyl, niedbając w ogóle co stanie się z aplikantami po odrzuceniu wniosku przez INS. Niektóre z nich zostały zlikwidowane później przez FBI, właściciele innych zginęli w podejrzanych okolicznościach tutaj lub w Polsce, wreszcie niektórym udało się zbiec na czas zagranicę. Dla wielu biznes się jednak nadal kręcił, bo biura te odysłały ofiary swoich oszustw do współpacujących z nimi wspomnianych adwokatów, którzy nie dąsając się o to, iż sprawę rozpoczął bez ich udziału ich polski naganiacz podejmowali się teraz prowadzenia sprawy deportacyjnej danej osoby przed sądem imigracyjnym. Ponieważ z powodu wielkiej liczby spraw procedura sądowa ciągnęła się przez kilka lat, sława tych adwokatów tylko się utwierdzała.
Wówczas to wśród Polonii rozpowszechniło się przekonanie, iż adwokat to taki oszust z dyplomem ukończenia studiów prawniczych. Oczywiście nie naruszało i nie narusza to wianuszka sławy i dobrego samopoczucia tych adwokatów, którym ich ofiary z polskiego środowiska nie mogły zaszkodzić w innych środowiskach etnicznych (np. chińskim czy meksykańskim), sposród których też mają klinetów.
Ostatnia deska ratunku
Po oficjalnym zakończeniu tzw. stanu wojennego znalazło się jednak w Stanach Zjednoczonych wielu Polaków, którzy z różnych powodów nie ubiegali się o azyl polityczny albo go nie otrzymali. Wielu przybyło do USA na specjalnych wizach otrzymanych w Austrii, ówczesnych Niemczech Zach., Szwecji czy we Włoszech. Nie otrzymali oni tam statusu uchodźców i ich ostatnią szansą przed powrotem do objętej terrorem Polski był przyjazd do USA. Dla nich, między innymi, przyjęto najpierw w formie administracyjnej w 1997 r., a potem w 2000 r., ujęto w przepis nowej bardzo skądinąd restrykcyjnej ustawy imigracyjnej IIRIRA, tzw. Polish-Hungarian Parolee Act, który pozwalał na ubieganie się o stały pobyt tym, którzy zostali przyjęci do USA na wspomnianych wizach w okresie pomiędzy 1 listopada 1989 r. a 31 grudnia 1991. Była to ostatnia deska ratunku dla tych, którzy "nie załapali" się wcześniej na azyl, a przebywali już na terenie Stanów Zjednoczonych. Dla Polaków, którzy nie mogli lub nie chcieli wracać do Polski po wspomnianym partyjno-wojskowo-policyjnym zamachu stanu w grudniu 1981 r. oznaczało to możliwość znalezienia sobie nowego bezpiecznego miejsca na ziemi. Nie zawdzieczają tego jednak organizatorom i wykonawcom tego zamachu, lecz politycznej woli ówczesnych administracji amerykańskich.
Warto o tym wspomnieć w czasie, kiedy obecna administracja tak rozpętała deportacje z USA, iż zmuszona była niedawno wydać instrukcje, które pozwalają ICE odstąpić od lub zawiesić w niektórych przypadkach rozpoczęte postępowanie, bo nie może on nadążyć z "przerobem" spraw ze wględu na ich liczbę. W rezultacie wyznaczane wcześniej interviews są przesuwane o kilka miesięcy naprzód, bo urzędnicy nie mają możliwości zajmować się wszystkimi sprawami naraz.
Podobnie jest w sądach imigracyjnych, które ze względu na nawał spraw spowodowany gorliwością ICE w aresztowaniu "nielegalnych", wyznaczają kolejne terminy rozpraw imigracyjnych na rok i później, aby być w stanie rozpatrzyć w kolejności przekazane im sprawy. A tymczasem prawie wszyscy kandydaci w nadchodzących wyborach prezydenckich zastanawiają się jakby tu sprawnie deportować przypuszczalne 11 milionów "nielegalnych" oraz uniemożliwić prawnie nabycie obywatelstwa przez urodzenie na terenie USA. Stany takie jak Alabama, Georgia, Indiana, Karolina Płd. i Utah już wprowadziły wiele restrykcyjnych przepisów, które będzie w przyszłym roku oceniał Sąd Najwyższy. Od jego wyroku będzie wiele zależeć.
Z okazji Świąt Bożgo Narodzenia i nadchodzącego Nowego Roku składam Czytelnikom najserdeczniejsze życzenia zdrowia i wszelkiej pomyślności w życiu osobistym.
Dr Leszek A. Sosnowski, adwokat (25 lat doświadczenia w sprawach imigracyjnych). Kancelaria: 30 N. LaSalle St. (róg LaSalle/Washington), pok. 3200, Chicago, IL 60602 (312) 726-1210. Zapraszam też na stronę internetową www.lessosnowskilaw.com