Przedwyborcze obiecanki
Najpierw egzekucja bin Ladena, a zaraz potem ożywiona kampania na rzecz nowych ustaw imigracyjnych. Widać, że kolejne wybory prezydenckie zaczęły się na dobre. Bo przecież o miejscu pobytu bin Ladena wiedziano, podobno już od sierpnia zeszłego roku, a problem rozsądnego uregulowania statusu stałego pobytu kilku milionów tzw. nieudokumentowanych cudzoziemców znany jest wszystkim od kilkunastu lat, a co najmniej od 11 września 2001 r., kiedy to z powodu ataków terrorystycznych przerwano w tym dniu w Kongresie obrady nad nową ustawą imigracyjną. Przez następne dziesięć lat powraca się do niej tylko przy okazji kolejnych wyborów. Tak się zdarzyło i tym razem.
DREAM ACT – marzenie wciąż niespełnione
Oto, ni stąd, ni zowąd, przedłożono ponownie w Kongresie projekt ustawy tzw. DREAM ACT (Development, Relief and Education for Alien Minors Act). Jak wiadomo, projekt tej ustawy zainicjowany już w 2001 r. został wreszcie zaakceptowany przez Izbę Reprezentantów w listopadzie ub. roku, ale przepadł w Senacie. Celem DREAM ACT ma być umożliwienie nabycia pobytu stałego młodzieży, która po znalezieniu się w USA za sprawą swych rodziców, którzy sami nie posiadali prawa stałego pobytu, nie mogła zalegalizować swego pobytu, ponieważ nie było ku temu żadnej podstawy prawnej.
Obecnie przedłożony projekt przewiduje przyznanie im takiej możliwości po spełnieniu kilku podstawowych warunków. Tak więc osoby takie musiały przybyć do Stanów Zjednoczonych przed ukończeniem 16 roku życia i mieć w chwili wejścia DREAM ACT w życie nie więcej niż 35 lat. Ponadto, wymagane by było, aby przebywały one na terenie USA przez co najmniej pięć lat, ukończyły w Stanach Zjednoczonych szkołę średnią (high school) lub uzyskały jej równoważnik w postaci egzaminu GED i posiadały tzw. dobry charakter moralny, czyli inaczej mówiąc nie miały na swym koncie naruszeń prawa karnego. Wreszcie, proponowany DREAM ACT stawia warunek, aby osoby ubiegające się o pobyt stały na podstawie tej ustawy albo uczęszczały do koledżu lub zgłosiły się do służby wojskowej.
Jak się oblicza, rocznie ok. 65 tys. uczniów bez pobytu stałego kończy na terenie USA szkoły średnie. Są to osoby, które nie tylko posługują się na co dzień językiem angielskim, ale w wielu przypadkach albo nie znają języka ojczystego rodziców, albo znają go w minimalnym zakresie i preferują porozumiewanie się w języku angielskim. Wreszcie, ponieważ nie miały one, z powodu braku legalnego statusu, prawa opuszczać Stanów Zjednoczonych, najczęściej albo nie pamiętają, albo nie znają one kraju swego urodzenia.
Prezentacja w technikolorze
Biały Dom przedstawił również pomysł na rozwiązanie uregulowania problemu kilku milionów tzw. nieudokumentowanych. Przedstawiono go w postaci broszurki pt. „Building a 21st Century Immigration System". Liczy ona 29 stron i jest bogato ilustrowana kolorowymi zdjęciami prezydenta Obamy. Taka prezentacja w technikolorze. Publikacja ta ma ogólnikowy charakter i obliczona jest nie tyle jako konkretny projekt, co materiał mający na celu przekonanie wyborców amerykańskich przeciwnych jakiemuklowiek, poza wydeportowaniem, uregulowaniu statusu ok. 10.8 mln cudzoziemców, którzy są w oficjalnym języku „nieudokumentowani”.
Broszurka zaczyna się od przedstawienia wysiłków administracji na rzecz „uszczelnienia” granic USA oraz uzasadnionego podkreślenia faktu uczestniczenia cudzoziemców w życiu gospodarczym Stanów Zjednoczonych, w tym w opłacaniu podatków. Według obliczeń IRS tylko w latach 1996-2003 wysokość podatków pochodzących z zatrudnienia „nieudokumentowanych” wyniosła ok. 50 bilionów dolarów. Projekt nadmienia również, iż ok. 40% cudzoziemców, ponieważ zatrudniani są nielegalnie, płaci mniejsze podatki niż gdyby zatrudniani byli oficjalnie. Dobry argument w czasie przewlekającego się kryzysu ekonomicznego, którego końca nie widać. Omawiany projekt Białego Domu mówi też o konieczności egzekwowania karania pracodawców, którzy zatrudniają osoby nie mające prawa do pracy.
Mowa jest również w tej publikacji o wkładzie nowych imigrantów w wzmocnienie armii USA. Jak wiemy, z powodu prowadzenia rozlicznych „operacji pokojowych” czy „stabilizacyjnych” Stany Zjednoczone rozluźniły obowiązujące poprzednio przepisy dotyczące służby wojskowej cudzoziemców. Ułatwiono im też nabywanie obywatelstwa. W wielu rodzajach sił zbrojnych wnoszą oni poważny wkład w możliwości działania amerykańskich sił zbrojnych poza granicami USA.
Wreszcie, na str. 25 projektu, Biały Dom opowiada się za koniecznością przyjęcia przez Kongres wspomnianego powyżej DREAM ACT określając osoby, które by on objął jako “najlepsi i najzdolniejsi młodzi ludzie, którzy jako nieletni zostali przywiezieni to USA bez żadnej swojej winy i którzy nie znają żadnej innej ojczyzny”.
No a co z ich rodzinami i pozostałymi „nieudokumentowanymi”? Tutaj projekt Białego Domu powraca do reaganowskiej koncepcji amnestii imigracyjnej tylokrotnie już odrzucanej przez kolejne składy Kongresu. Mowa jest więc o legalizacji, która połączona by była ze stosowanym w sprawach imigracyjnych sprawdzianem FBI oraz policji krajów pochodzenia. Osoby karane miałyby być wykluczone z programu legalizacji. Projekt ten nie jest projektem konkretnej ustawy, lecz tylko pomysłem na pożądane zmiany, dlatego nie precyzuje czy wszelkie przestępstwa miałyby być brane pod uwagę czy tylko te, które uznane są za świadczące o braku tzw. „dobrego charakteru moralnego.” Jak w przypadku reaganowskiej amnestii imigracyjnej czy aktualnej procedury regulowanej art. 245(i), tak i w przypadku proponowanej przez Biały Dom swego rodzaju amnestii, wymagane byłyby dodatkowe opłaty imigracyjne stanowiące swego rodzaju karę za nielegalny pobyt. I tym razem wymagany byłby podobny do obecnego egzaminu na obywatelstwo egzamin z języka angielskiego i historii USA oraz wykazanie się opłaceniem zaległych podatków.
Wreszcie najciekawsza propozycja omawianego projektu: pobyt stały byłby przyznawany po niesprecyzowanym okresie ośmiu lat oczekiwania z możliwością nabycia obywatelstwa po upływie ustawowych kolejnych pięciu lat. Rozwiązanie takie miałoby zapewnić, iż sprawy osób, które oczekują od lat za granicą w kolejce na przyznanie im wizy imigracyjnej, miałyby być załatwione przed ewentualnym przyznaniem pobytu stałego „nieudokumentowanym” przebywającym fizycznie na terenie Stanów Zjednoczonych. Jest to stała mantra związana z proponowanymi uregulowaniami imigracyjnymi, znana pod hasłem „back to the line”, co ma logicznie oznaczać, iż nielegalni nie zablokują swoimi sprawami tych, którzy zmuszeni są do oczekiwania na swoją wizę imigracyjną w swoich rodzinnych krajach. Ta skądinąd słuszna zasada podważa wszakże realność praktycznego przeprowadzenia ewentualnej amnestii imigracyjnej w rozsądnym czasie.
O czym w Warszawie?
W związku z wizytą prezydenta Obamy w Polsce wiele osób łączy pewne nadzieje na zniesienie dla obywateli polskich wymogu wiz do USA. O małej realności takiej decyzji była już wcześniej mowa w tej rubryce (Znowu te wizy, „Dziennik Związkowy”).
A oto co pisze się obecnie na ten temat w kraju: „Obama opowie w Warszawie, jakie postępy administracja poczyniła w kwestii zniesienia wiz dla Polaków, która – jak obiecał w grudniu podczas wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego w Waszyngtonie – będzie rozwiązana do końca jego prezydentury. Nie należy oczekiwać sensacji, ponieważ sprawa jest skomplikowana przynajmniej z dwóch względów. Po pierwsze, jeśli Amerykanie zrobią wyjątek dla Polaków, którzy wciąż nie spełniają wymogu formalnego (poniżej 3 proc. odrzuconych wniosków wizowych), lub zmienią wymóg formalny (np. uzależniając zniesienie od procenta przyjeżdżających, którzy łamią warunki wizy), wtedy zgłosi się do Waszyngtonu kolejka krajów domagających się ruchu bezwizowego, jak Chorwacja, Rumunia czy Izrael. Po drugie, o przepisach wizowych decyduje Kongres, obecnie zdominowany przez republikanów i mocno skłócony z administracją Obamy”. („Gazeta Wyborcza”, 21 maja 2011, wydanie internetowe).
A swoją drogą ciekawe czy prezydent Obama przywiezie z wizyty w Polsce jakiegoś wyborczego hot-doga dla wsparcia rządzącej partii, w postaci nowych obietnic zniesienia obowiązku posiadania przez Polaków wiz, czy może nawet zapowiedż zniesienia go wkrótce. Bo przecież wybory zbliżają się nie tylko w USA, a obiecane rakiety dużo łatwiej jest zastąpić obiecanym zniesieniem wymogu wiz turystycznych.
Dr Leszek A. Sosnowski
Adwokat (25 lat praktyki w sprawach imigracyjnych)
30 N. LaSalle, (róg LaSalle i Washington), pok. 3200 Chicago, IL 60602
Tel. (312) 726-1210
Zapraszam też na stronę internetową http://www.lessosnowskilaw.com.