top of page

Nowa ustawa imigracyjna: dochody czy straty?

 

Jak wiadomo debata nad korzystną zmianą przepisów imigracyjnych trwa od pamiętnych wydarzeń 11 września 2001 r., kiedy to głosowanie w Kongresie nad nową ustawą imigracyjną przerwane zostało z powodu ataków terrorystycznych na terytorium USA. 

Spowodowało to, iż początkowo wszelka debata nad nową ustawą została zawieszona na czas nieograniczony a zaczęto zaostrzać wszelkie możliwe przepisy dotyczące tak cudzoziemców przybywających do USA, jak i tych, którzy przebywają w tym kraju bez ważnego statusu imigracyjnego. Ponieważ sytuacja taka stała się z czasem niewygodna nawet dla władz amerykańskich, po kilku latach wprowadzania wyłącznie obostrzeń przepisów imigracyjnych (i nieimigracyjnych również) pod koniec kadencji G. W. Busha podjęto ponownie dyskusje w Kongresie nad przyjęciem przepisów umożliwiających legalizację osób przebywających na terenie Stanów Zjednoczonych bez uregulowanego statusu imigracyjnego.
Jak wiele pomysłów, deklaracji i obietnic G.W. Busha i ten projekt pozostał niezrealizowany. Być może w tym przypadku stało się dobrze, bo nie był on zbyt korzystny w swej pierwotnej wersji. Inny projekt, wspólnego autorstwa senatorów Kennedyego i McCaina, został w ostatniej chwili odrzucony przez Kongres jeszcze przed wyborami prezydenckimi pod wpływem nacisków ze strony podbechtanych propagandą antyimigracyjną (Lou Dobbs, Pat Buchanan, Glenn Beck i inni) potencjalnych wyborców. 

Obecny prezydent jeszcze w czasie kampanii wyborczej składał różnym grupom etnicznym mniej lub więcej sprecyzowane obietnice, co do jego stanowiska w sprawie przyjęcia nowej ustawy imigracyjnej. Pocieszające jest to, iż Barack H. Obama również po wygranych wyborach co pewien czas powtarza swoje pozytywne stanowisko wobec prawnego uregulowania statusu osób przebywających w USA nielegalnie. Jego stanowisko sprowadza się do „uregulowania bezpieczeństwa na granicach, poprawienia dysfunkcjonalnej biurokracji imigracyjnej oraz zwiększenia liczby legalnych immigrantów, aby utrzymać całość rodziny oraz „wydobyć nieudokumentowanych imigrantów z ukrycia”.

Ostatnio, tuż przed udaniem się na „szczyt” amerykańsko-kanadyjsko-meksykański, podczas spotkania w Białym Domu z grupą dziennikarzy mediów hiszpańskojęzycznych Barack H. Obama potwierdził, iż popiera projekt całościowego uregulowania problemów imigracyjnych w formie ustawy, która może być uchwalona na początku 2010 r. Projekt takiej ustawy ma być gotowy już pod koniec bieżącego roku. W formie żartu, nawiązując do zarzutów, iż urodził się nie na Hawajach tylko w Kenii, prezydent powiedział zebranym dziennikarzom, iż opozycję zgłaszają głównie republikańscy senatorzy, którzy wierzą, że prezydent sam jest nielegalnym imigrantem. 

„Myślę – powiedział prezydent – że naród amerykański chce sprawiedliwego rozwiązania tej sprawy. Możemy stworzyć system, w którym będziemy mieli silną ochronę granic i uporządkowane procedury dla ludzi, którzy przybywają tutaj. I jednocześnie stworzymy także możliwość wejścia na drogę do osiągnięcia obywatelstwa tym, którzy znajdują się obecnie w Stanach Zjednoczonych, tak aby nie musieli żyć w ukryciu” (podkreślenie moje – L.S.).
Pamiętać jednak należy, że reforma przepisów imigracyjnych nie stanowi priorytetu ani dla prezydenta ani dla Kongresu. Najpierw uporać się oni muszą z ustawą dotyczącą ochrony zdrowia oraz ustawami w sprawach energetycznych i ochrony środowiska i dopiero potem chcą podjąć debatę nad nową ustawą imigracyjną. 

Uregulowanie kwestii kilkunastu milionów „nielegalnych” łączyłoby się z poważnym dochodem dla skarbu państwa. Według szacunkowych obliczeń przeprowadzenie reformy przepisów imigracyjnych przyniosłoby USA w ciągu następnych 10 lat czysty dochód w wysokości 180 miliardów dolarów. Z drugiej strony koszt (czyli stratę dla budżetu) kontynuacji starych i rozpoczynanie nowych postępowań deportacyjnych oblicza się na 80 miliardów dolarów. Przygotowany przez jedną z organizacji popierających projekt nowej ustawy raport zawiera ciekawą konkluzję, iż „w porównaniu do czy to egzekwowania prawa na granicy, czy wewnątrz kraju, legalizacja przyniosłaby z czasem wzrost dochodów pracowników amerykańskich oraz ich rodzin”.

Już wkrótce powinno się okazać, czy w czasie kryzysu gospodarczego Kongres zechce przychylić się do tej konkluzji, czy też ulegać nadal będzie przeciwnikom imigracji. Miejmy nadzieję, że prezydent dowiedzie, iż hasło „Yes, we can” dotyczy też sytuacji poprawy milionów uczciwych cudzoziemców, którzy faktycznie zadomowili się na dobre w USA i chcą tu leganie pozostać na stałe i to, jak widać, z korzyścią dla tego kraju. 

 

 

Dr hab. 
Leszek A. Sosnowski
Adwokat (koncentracja na sprawach imigracyjnych)
Law Office of Les A. Sosnowski
30 N. LaSalle (róg ul. LaSalle i Washington), pok. 3900 
Chicago, IL 60602
Tel. (312) 726-1210

bottom of page